- Jeżeli jesteś nowy w naszym kościele, kochamy cię. Nie obawiaj się szaleństwa, które widzisz. Ktoś kiedyś powiedział: "wszyscy jesteście szaleni w waszym kościele". Nie osądzaj nas - mówi Lentz.
Nowojorska filia Hillsonga została założona nieco ponad dwa lata temu. Jej członkowie spotykają się w sali koncertowej, w której grały m.in. takie zespoły, jak U2 czy Red Hot Chilli Peppers. Co niedzielę na sześć (lub więcej) nabożeństw przychodzi tam łącznie 5500 osób. Niektórzy członkowie wspólnoty uczęszczają na wszystkie sześć spotkań. Wśród nich jest 31-letni Steve Dagrossa, który wychodzi z uzależnienia od heroiny.
- Nasz kościół ma niekonwencjonalny styl, ale żyjemy w niekonwencjonalnym mieście - mówi.
Asystentka pastora, Meredith Anderson, jest przekonana, że styl kościoła otwiera nowe możliwości.
- Gdyby ten kościół był sztywny, taki jak powszechnie myśli się o kościołach, to niekoniecznie by to do mnie przemówiło, ale czuję się tu dobrze, bo są tu młodzi - podkreśla Anderson.
Choć padały już opinie, że przesłanie Chrystusa może być zatracone we współczesnym kościele, który apeluje do ludzi młodych, Lentz zapewnia, że tak się nie stanie.
- Temu kościołowi zawsze chodzi tylko o Jezusa. Zawsze i tylko o Jezusa - podkreśla.
Na nowojorski Hillsong zaczynają zwracać uwagę media. Reportaż na jego temat przygotowała ostatnio agencja Associated Press.
Kościołem-matką dla nowojorskiej wspólnoty jest kościół Hillsong w Sydney, który tygodniowo gromadzi na swoich nabożeństwach 21 tys. osób.
Poniżej fragment głoszenia pastora Carla Lentza (w jęz. angielskim).
Źródło: Daily Mail