Pełnomocnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej Konstantin Dołgow złożył oświadczenie w tej sprawie podczas konferencji osób rosyjskojęzycznych z Łotwy, Litwy i Estonii.
- Nie będziemy godzić się na pełzający atak na język rosyjski, który obserwujemy w państwach bałtyckich. Uważamy kroki łotewskich i estońskich władz nakierowane na ograniczenie statusu języka rosyjskiego za poważne naruszenie podstawowych norm w dziedzinie praw człowieka - powiedział Dołgow.
- Oficjalne oświadczenia Rygi, że rosyjska szkoła funkcjonująca na ziemi łotewskiej od 1789 roku powinna zostać ostatecznie zlikwidowana do roku 2018 uznajemy za nie do przyjęcia dla cywilizowanego świata - dodał.
Według niego, społeczność międzynarodowa powinna "w sposób zdecydowany powstrzymać dalsze ograniczanie praw rosyjskojęzycznej ludności w państwach bałtyckich i narastanie i bez tego upolitycznionej rusofobii."
Dołgow zaznaczył ponadto, że Rosja domaga się wywarcia "zdecydowanego wpływu" na władze Łotwy i Estonii w celu skończenia z "haniebnym zjawiskiem bezpaństwowości".
Według niego, znacząca część społeczeństwa tych krajów jest pozbawiona "podstawowych politycznych i społeczno-ekonomicznych praw".
Należy przypomnieć, że podobne pretensje Moskwa wyrażała w stosunku do Kijowa. Niedługo potem na wschodzie Ukrainy rozpoczął się konflikt, który w rzeczywistości przekształcił się w wojnę.
Niepokoją także słowa naczelnego dowódcy sił NATO w Europie, generała Philipa Breedlove'a, który stwierdził, że Rosja zaczyna prowadzić wojnę hybrydową w kolejnym regionie.
- Chodzi o zielonych ludzików, których obserwowaliśmy na Krymie, widzieliśmy realizację tej strategii na wschodzie Ukrainy. Zaczynamy dostrzegać to zjawisko w Mołdawii i w Naddniestrzu - powiedział Breedlove.
Przyznał, że należy opracować strategię powstrzymania takich działań i pomocy również państwom, które nie należą do struktur NATO.
Źródło: ITAR-TASS