W rezultacie w ciągu zaledwie tygodnia zniszczono co najmniej 32 kościoły. Atakowano również chrześcijańskie sklepy, firmy, szkoły, klasztor, księgarnie i sierociniec. Od strzału zginęła między innymi 10-letnia chrześcijanka, która wracała do domu z zajęć kółka biblijnego.
Radykalnie nastawieni islamiści do ataków na chrześcijańskie budynki używali koktajli Mołotowa i broni palnej. Do napaści doszło w miastach w różnych częściach kraju.
Korespondenci dają jednak do zrozumienia, że nie wszyscy muzułmanie występowali przeciwko wierzącym, a w niektórych miejscach wyznawcy Allaha bronili nawet swoich chrześcijańskich przyjaciół.
- Egipski rząd ogłosił, że państwo weźmie finansową odpowiedzialność za odbudowę zniszczonych kościołów - mówi założyciel chrześcijańskiej telewizji Sat-7 emitującej na Bliskim Wschodzie - dr Terence Ascott.
Według niego, Bractwo Muzułmańskie stara się przedstawić swoich zwolenników jako ofiary przewrotu i brutalności władz. Taką też wersję słyszy świat przez media. Jego zdaniem jednak, prawda, jaką zna większość Egipcjan, jest inna.
- To ogromnie smutne, że zginęli ludzie, jednak śmierć ponieśli nie tylko zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego. Próbuje ono zdestabilizować Egipt, wzywa do użycia przemocy przeciwko rządowi i jego stronnikom. Media nie informują tymczasem o broni, jaką Bractwo posiada i jak użyło jej przeciwo armii, gdy starała się ona rozpędzić siedzące protesty - podkreślił Ascott.
Przypomniał, że Mursi wygrał wybory niewielką większością, a sprawował rządy na zasadzie "zwycięzca bierze wszystko". Ponadto, nielegalnie nadał sobie dodatkowe uprawnienia i wprowadził proislamską konstytucję pomimo sprzeciwu liberałów, umiarkowanych muzułmanów i koptyjskich chrześcijan. Nie chciał również słyszeć głosów o zorganizowaniu nowych wyborów. Od władzy został odsunięty po wielotysięcznych protestach. Te były podyktowane rozczarowaniem rządami Mursiego i pogarszającą się sytuacją gospodarczą kraju. Zmiany władzy chciała większość narodu egipskiego.
Źródło: Christian Post