Jak podaje poświęcony obronności serwis DefenseOne.com, podczas panelu dotyczącego przyszłości armii amerykański generał broni Joseph Anderson wskazał na zagrożenie dla kraju ze strony "państw podejmujących agresywne działania w militarnej rywalizacji".
Wymieniono Rosję i Chiny jako podstawowe zagrożenia.
Jak wskazano, razem te kraje gromadzą wielką siłę wojskową na wysokim poziomie technologicznym. Zmuszają w ten sposób Pentagon do zastanowienia się i przygotowania na "przemoc na skalę, jakiej armia USA nie widziała od czasu wojny w Korei".
To słowa generała majora Williama Hixa - zastępcy Andersona.
Według niego, "konwencjonalny konflikt w bliskiej przyszłości będzie niezwykle śmiercionośny i szybki".
Rozumie przez to, że wojny będą rozpoczynać się błyskawicznie i kruszyć siły szybciej niż miało to miejsce w niedawnych operacjach antyterrorystycznych. W związku z tym, armia musi zachowywać wysoką czujność. Stawia to także wyższe wymagania wobec żołnierzy, którzy muszą zwiększać swoje umiejętności i szybkość działania.
Jeszcze większą rewolucją, zdaniem Hixa, będzie wpływ sztucznej inteligencji i systemów automatycznych na wydarzenia wojenne.
- Szybkość zdarzeń prawdopodobnie nadwyręży nasze ludzkie zdolności. Prędkość, z jaką maszyny są w stanie podejmować decyzje, w przyszłości wymusi nowy rodzaj relacji między człowiekiem a nimi - stwierdził.
Wszystko to, jego zdaniem, uczyni najbliższe dziesięciolecia całkowicie innymi od ostatnich 25 lat.
Inny czołowy amerykański generał Mark A. Milley stwierdził z kolei, że wojna pomiędzy państwami narodowymi jest w przyszłości "niemal gwarantowana".
Obaw nie rozwiewa niestety rosyjski analityk wojskowości - Paweł Felgenhauer, który w marcu udzielił wywiadu tygodnikowi "Do Rzeczy".
- Wielka wojna jest niestety prawdopodobna. Chcę ostrzec, bo jest się czego bać. Zagrożenie jest realne. Nie znaczy to, że musi ona nieodwołalnie wybuchnąć, ale że jest bardziej prawdopodobna niż przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Niewykluczone, że będzie to wojna nuklearna - stwierdził.
Przewidywania ekspertów pokrywają się z proroctwem z 1968 roku, o którym informowaliśmy w lutym minionego roku.
To proroctwo chrześcijanki z norweskiego Valdres, które ujawnił ewangelista Emanuel Minos. Kilkadziesiąt lat temu spotkał się z nią i zapisał to, co mu powiedziała. Dopiero później zdecydował się podzielić z innymi jej wizją.
Kobieta ta miała być odpowiedzialną i wiarygodną chrześcijanką cieszącą się dobrą reputacją. W 1968 roku miała 90 lat. Powiedziała Minosowi między innymi o spodziewanej III Wojnie Światowej.
"Ja tego nie ujrzę, ale ty już tak. Wtedy nagle przyjdzie Jezus i wybuchnie III Wojna Światowa. To będzie krótka wojna.
Wszystko, co wcześniej wiedziałam o wojnie, to tylko dziecięca zabawa w porównaniu z tą. Zostanie ona zakończona bombą atomową. Powietrze będzie tak skażone, że ciężko będzie odychać. Dotknie to kilku kontynentów, Ameryki, Japonii, Australii i bogatych krajów. Woda będzie skażona. Nie będziemy już mogli uprawiać ziemi. W rezultacie zostanie tylko resztka. Resztka z bogatych krajów będzie starała się przenieść do państw ubogich, ale oni będą tak samo surowi dla nas, jak my byliśmy dla nich.
Cieszę się, że tego nie zobaczę, ale kiedy nadejdzie czas, musisz zdobyć się na odwagę i to opowiedzieć. Otrzymałam to od Boga i nic z tego nie przeczy temu, co mówi Biblia. Ten, który otrzyma przebaczenie grzechów i dla kogo Jezus jest Zbawicielem i Panem, jest bezpieczny".
Więcej o tym proroctwie w artykule: Otrzymała proroctwo w 1968 roku. To, co powiedziała, spełnia się. Będzie III Wojna Światowa?
Źródło: Defense One, Onet.pl