W wywiadzie, podobnie jak w tym dla "Wysokich Obcasów", nie brakuje stanowczych treści i ostrej krytyki chrześcijaństwa.
W rozmowie z Anną Zejdler Natalia Niemen, która przez lata deklarowała się jako chrześcijanka i występowała na licznych chrześcijańskich wydarzeniach, oświadczyła, że w tych latach "tkwiła mocno w ideologii chrześcijańskiej", która jednak była "bardzo toksyczna". Nazwała to "więzieniem", z którego wyszła.
Kontakt ze środowiskami protestanckimi nawiązała około 1997 roku.
Jak mówi, weszła "w ten klimat" z powodu strachu i poszukiwania akceptacji.
- Tak naprawdę weszłam w jakąś grupę trochę na siłę, bo chciałam, żeby mnie kochano i lubiano. Też zaparłam się siebie, rozumiejąc w sposób absolutnie toksyczny to, co Chrystus powiedział o zaparciu się siebie. Jemu w ogóle o to nie chodziło, że ja muszę zrezygnować z siebie, ze swojej nadwrażliwości, talentów - opowiada.
Jak wyjawia, od "co bardziej fundamentalistycznych chrześcijan" usłyszała, że nie powinna zajmować się plastyką, a Bóg chce, by "robiła w muzyce".
Mówi, że Boga szukała, starając się znaleźć akceptację "figury męskiej" - ojca i Boga.
Przyznaje, że po czterech latach od "zadomowienia się" w tym środowisku był moment, że znalazła miłość i akceptację.
Potem zaczęły się jednak "schody". Jak wspomina, jej ojciec Czesław Niemen zmarł, gdy była w 5. miesiącu ciąży z pierwszym synem, co było dla niej ciosem.
Zapytana o to, czym Kościół ją rozczarował, odpowiada, że "narcyzmem, kontrolą, hipokryzją, ukrywaniem, zamiataniem pod dywan, trupami w szafie, zakładaniem masek, robieniem dobrego wrażenia na zewnątrz a niszczeniem ludzi".
Jak stwierdziła, Kościół protestancki jest "pełen figur, które mają zaburzenia osobowości narcystycznej różnej maści", co, jak wskazała, jest "przerażające".
- Manipulacja na każdym kroku. Najgorsze są figury, które to robią w sposób nieuchwytny. Używana jest projekcja, gaslighting. Jeśli nie zaczniesz słuchać swojej intuicji i nie zrozumiesz, że to z tobą jest wszystko w porządku, a z nimi nie, to ludzie zaczynają chorować. Na raka, przedwcześnie umierają, nigdy nie znajdują siebie. Jak jeszcze są w tym klimacie chrześcijańskim, to myślą, że to jest wola Boża. Jest jeszcze ta martyrologia Polska, która jest i w katolicyzmie i w protestantyzmie i my myślimy, że ma nas boleć i pójdziemy do nieba za ten ból - powiedziała Niemen.
Napisała piosenkę "Przełknij to", której refren brzmi:
"Jak świat stary, tak odpowiedzialność biorą ofiary. Uwaga, fanfary, a oprawcy unikają kary".
- Akurat ten utwór został napisany na kanwie przeżyć, doświadczeń, rozmyślań i wniosków po tych 25 latach trwania w ideologii chrześcijańskiej, bo ja w Boga wierzę - podkreślam - tylko uważam, że Bóg jest kompletnie inny niż jego tak zwani naśladowcy, a lubią się tak określać - wyznała piosenkarka.
Jak stwierdza, jest w tej kwestii "dosyć surowa". Mówi, że zgłaszały się do niej także inne osoby, które choć szczerze pragnęły "znaleźć sacrum Boga", to jednak "coś przez lata klikało, że coś się nie zgadza, gdzieś są jakieś zgrzyty".
- I oczywiście jak byli traktowani przez te środowiska? "Buntujesz się, jesteś nieposłuszny, powinieneś być posłuszny. To jest twój wybór, jeśli chcesz odejść od Boga, to twoja decyzja. Bóg jest łaskawy, ale wiesz, jego słowo mówi... I tutaj wielokropek." - po tych słowach w wywiadzie słychać śmiech Niemen.
Zapytana, co się wydarzyło, że postanowiła z kościoła odejść, odpowiedziała:
"Mi się już przez lata zaczęło przelewać i moja prawdziwa Natalia parę lat temu naprawdę wyszła ponad powierzchnię, nabrała odwagi i już się dopraszała - zrób coś, błagam cię, ja tu jestem".
Dochodziła do tego stopniowo.
- Zwyczajnie krople przepełniły te czary. Stwierdziłam, że już nie mogę siebie okłamywać, postępować wbrew sobie - stwierdziła.
Dodała, że to jest także "znak czasów".
- Weszliśmy w erę wodnika, ja jestem wodnik w ogóle. Ale ponieważ bardzo dużo ludzi znam, mam z nimi kontakt, ludzie jakoś lgną do mnie. Widzę też, że ludzie mojej krwi do mnie lgną. Tacy, którzy zdekonstruowali swoje chrześcijaństwo, tacy, którzy są zdystansowani do siebie, są autentyczni - powiedziała.
Wyjaśniła, że "lgnie" do niej też dużo ateistów.
- Widzę, że to jest fala na całym świecie, że ludzie się budzą i chcą wyjść z systemu. Religia też jest systemem - stwierdziła.
Zapytana o to czy jej dzieci były wychowywane w kościele, potwierdziła, ale dodała, że "na szczęście jej synowie wypięli się na ten system", z czego jest "ogromnie rada".
- Oni sobie wybierają. Starszy coś o chrześcijaństwo zahacza, młodszy nie - wyjaśniła.
Jak powiedziała, choć synom czytała Biblię i historie biblijne, to najmłodszej córce Danusi już nie czyta.
- To jest dzisiaj nie moje, ale mój mąż (Mateusz Otremba - Mate.O) na przykład czyta Danusi Biblię. Dobra, spoko, uważam, że dziecko wybierze - mówi Natalia.
Dzisiaj artystka uważa, że wcześniej była fundamentalistką chrześcijańską. Sądziła, że dzieciom należy "wpajać te zasady".
- Na tym też stoi to chrześcijaństwo, które ja znam, że jesteśmy grzeszni, sami z siebie nie umiemy. Tu w środku we mnie nie ma nic dobrego, ale na zewnątrz mnie jest ten Bóg. A... czyli ja bez Boga nie istnieję. Czyli uczy się cały czas tych ludzi, programuje im się mózg - ty nie możesz, nie umiesz, nie masz mocy, jesteś słaby, ale na zewnątrz jest ktoś, coś, co ci pomoże - opisała.
Jak zauważyła prowadząca wywiad Anna Zejdler, Niemen spędziła w kościele długi czas, bo ponad 20 lat.
W odpowiedzi artystka oświadczyła, że miała nieraz myśli, że zmarnowała życie, ale to myślenie porzuciła.
- Dzisiaj patrzę na to, jak na piękną lekcję i chociażby to, że mogę wspierać ludzi, którzy też w tym byli i cierpią - oznajmiła.
Przyznała, że tym bardziej ma znaczenie to, że była osobą znaną w środowisku z "modlenia się, piosenek uwielbieniowych".
- Dla słuchaczy, którzy nie wiedzą, co to jest piosenka, muzyka uwielbieniowa - w kościele i katolickim i protestanckim istnieje coś takiego, jak uwielbienie, służba uwielbienia. Czyli śpiewamy piosenki, uwielbiając Boga - powiedziała, podśmiewając się.
Jak mówi, cieszy się, że jej "porażki" mogą kogoś podnieść.
Zapytana przez Zejdler o to, co uznałaby za swoje życiowe porażki, odparła, że uważa za swoją porażkę to, że "weszła w środowiska chrześcijańskie".
Dziś gdyby mogła odwrócić czas, to chciałaby w tamtych czasach "umieć powiedzieć: ale przepraszam bardzo - ja znam swoją wartość, wiem, czego chcę, ja siebie kocham. Nie zrobię tego, co wy mi mówicie".
- Albo że mnie ktoś straszy piekłem, bo tak też było, że straszono mnie piekłem. Ja nie uważam, że Bóg jest taki. Ja się nie boję, idę swoją drogą - oświadczyła.
Za porażkę uważa też to, jak wychowywała swoich synów.
- Bo to wszystko było skąpane i w depresji i w fundamentalizmie chrześcijańskim i w absolutnym nieznaniu siebie samej. I naprawdę zrobiłam im dużo krzywdy - stwierdziła.
Jak mówi, była mamą "smutną, płaczliwą, znerwicowaną".
W dalszej części wywiadu Natalia opowiedziała między innymi o tym, że u jej córki w 4. roku życia zdiagnozowano rzadką wadę genetyczną - zespół Noonan.
W tym kontekście zdrowia Niemen zadeklarowała, że obecnie interesuje się "totalną biologią".
- Jestem przekonana, że mamy takie umiejętności, moce samoozdrowieńcze - no właśnie Chrystus o tym mówił, że człowiek może położyć rękę na kogoś i ten będzie zdrowy. Tylko oczywiście chrześcijanie to inaczej rozumieją. Jestem przekonana, że jest możliwe, żeby takie wady się wycofywały. I nie mówię tego na zasadzie jakichś cudów. To jest świat fizyki kwantowej, biologii totalnej. To bardzo ciekawe rzeczy - oznajmiła.
Jak stwierdziła, ma obecnie nieograniczoną wiarę, a wiarę ograniczoną miała w... chrześcijaństwie.
- Chociaż też zawsze się wybijałam, bo w te uzdrowienia wierzyłam, a większość chrześcijan nie wierzy w uzdrowienia, a Chrystus o tym bardzo wyraźnie mówił. Oczywiście to jest bardzo niepopularne - powiedziała.
Dziś, jak mówi, ma ogromną wiarę w to, że człowiek "absolutnie wszystko może, tylko my do tego jeszcze nie doszliśmy".
- My mamy taką moc panowania nad materią. Nie wiem może jedno pokolenie lub więcej musi jeszcze minąć, żebyśmy zaczęli naprawdę z naszego potencjału czerpać - stwierdziła.
Według niej, kluczowe w tym kontekście jest odpowiednie dobieranie słów, tego, co wypowiadamy. Według niej, więcej mógłby powiedzieć na ten temat jednak "specjalista od biologii totalnej".
W dalszej części wywiadu Niemen oznajmiła, że wiele lat trwała w depresji, w "sekciarskim środowisku". Miała też myśli samobójcze.
Na pytanie, jak sobie pomogła, odpowiedziała:
"Kosmos mi pomógł. Kosmos, absolut, Bóg, dobry Bóg, właściwy Bóg. Nie Bóg chrześcijan narcystycznych. To odkrywanie siebie. Nie przeszłam z Biblii na jakąś księgę, z guru chrześcijańskiego na innego guru. Ja po prostu zaczęłam słuchać siebie".
I kontynuowała:
"Okazało się, że mam olbrzymią siłę. Do tej pory wiele osób, nawet niektóre bliskie osoby, mówiły mi, że jestem bardzo słaba. I tak sobie myślę, ile musiałam mieć siły, żeby jednak w to nie uwierzyć".
Jak mówi, trwała w "martyrologiczno-chrześcijańskim podejściu, że im więcej cierpienia, tym więcej błogosławieństwa".
- I na to niebo sobie zasłużę i tak, Boże, zabierz już mnie do nieba, bo na tym świecie to życie jest nie do wytrzymania - myślała.
Zapytana o swój największy sukces, odpowiedziała, że jest nim to, że pokochała siebie i dalej "utrwala ten nawyk".
- Ja przestałam wierzyć w niebo, piekło. Powiem to - dzisiaj jest mi bliska idea reinkarnacji. Nie skoczyłam z jednej ideologii w drugą. Ja się przyglądam. Zaczęłam myśleć samodzielnie. To jest bardzo ważne. Przez większość życia myślałam niesamodzielnie - stwierdza.
Jak zauważa, wielu osobom się to nie podoba, bo "to już nie jest ta Natalia, która się zgodzi, którą można kontrolować, ale ja idę w to jak burza".
- Skądś mam tę siłę, że im więcej na mnie jest naporu "o, to źle coś u ciebie, aha, ty już odeszłaś od Boga", to ja mam wtedy turboprzyspieszenie. To wiem już, że muszę jeszcze mocniej, do przodu jak tornado - powiedziała.
Za swój sukces uznaje to, że samodzielnie zastanawia się nad tym, która idea jest jej bliska.
- Bo to czuję. Słucham ciała. Ciało jest kompasem. W Biblii też bardzo dużo jest złych interpretacji. Chrześcijanie uczą, że ciało jest złe, nie ufaj ciału, nie słuchaj serca. Słuchaj Boga, a tak naprawdę słuchaj mnie - pastora, bo ja wiem, co ty masz zrobić - opisuje.
Według niej, choć są ludzie, którzy potrafią dobrze prowadzić innych, to jednak taka osoba "tak naprawdę chce kontrolować".
- Ciało jest kompasem. My czujemy, kto wibruje dobrze, kto wibruje źle, jakie przestrzenie, jakie okoliczności, czynności. My to wszystko w sobie mamy. Tylko trzeba zacząć samodzielnie myśleć, przebywać ze sobą. Zadać sobie pytanie czy jestem ze sobą, czy jestem blisko siebie - poleciła.
Dziś nie zastanawia się nad tym czy jest przy swoim zbawcy.
- Powiem trochę prowokacyjnie, że ja jestem swoim zbawcą w tym sensie, że ja znam siebie, ja wiem, co jest we mnie, nie, ktoś, kto jest obok. I że Bóg jest we mnie i Bóg włożył siebie we mnie. Tylko czy ja po to sięgnę? Ja po to sięgnęłam i to jest wspaniałe uczucie - zadeklarowała.
Podkreśliła, że pierwszy raz w życiu czuje, że chce jej się żyć.
Jak dodała, chciałaby wciąż "zrealizować się artystycznie" i nagrać płytę, zrealizować talenty, którym "odmawiała prawa bytu" przez wiele lat.
- Dzisiaj jestem bardzo szczęśliwa - oświadczyła.
Cały wywiad poniżej.