40-letnia kobieta rodziła 23 września w szpitalu w mieście Boca Raton na Florydzie (USA) przez cesarskie cięcie. Wydała na świat zdrową córkę. Sama miała jednak komplikacje poporodowe. Straciła przytomność. Lekarze przez dwie godziny walczyli o jej życie. Wtedy jej serce przestało bić aż na 45 minut!
Ruby opisuje, że w czasie, gdy faktycznie była martwa, czuła się tak jakby unosiła się w tunelu.
- Pamiętam, że zobaczyłam duchową istotę. Myślę, że był to mój tata. Widziałam światło za nim i wiele innych duchowych istot - mówi.
Wyjaśnia też, że w pewnym momencie jakaś "siła" ją zatrzymała i wtedy już wiedziała, że nie może pójść dalej.
- Pamiętam, że poczułam siłę, która powiedziała mi: "nie idziesz dalej, to nie twój czas" - opisuje swoje doświadczenie.
Jej rodzina się za nią modliła, ale wysiłki lekarzy nie dawały rezultatu. W końcu jej bliskich zaproszono na salę operacyjną, by przekazać im informację o jej zgonie. Tam jej matka zawołała do Boga: "proszę, zabierz mnie zamiast niej!". To wszystko oczywiście niezwykle przeżywał także jej mąż.
- Byłam martwa. Mąż powiedział mi później: "byłaś szara, zimna jak lód i nieżywa. Twoje usta nie miały koloru" - wspomina dziś Ruby.
Członkowie rodziny kobiety wyszli z sali, złączyli ręce i modlili się. Była z nimi pielęgniarka Julie Ewing. Tymczasem serce Ruby nagle zaczęło znów bić, choć lekarze już przestali ją reanimować!
Wtedy inna pielęgniarka wyszła i powiedziała jej bliskim: "nie przestawajcie się modlić, bo jej serce znów zaczęło bić".
- To był absolutny Boży cud, wysłuchana modlitwa. Wszyscy tam byliśmy i jesteśmy tego świadkami - mówi Julie Ewing.
W kompletnym szoku są również lekarze.
- Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Ani ja ani anestezjolodzy, lekarze, z którymi pracuję - mówi dr Jordan Kanurr, który uczestniczył w reanimacji.
- Postanowiono, żebym tu była - to słowa Graupery-Cassimiro, która podkreśla, że jest wdzięczna, że mogła wrócić do swojej rodziny, w tym nowo narodzonej córeczki.
Co ważne, choć tak długo nie miała pulsu, nie doznała uszkodzeń mózgu, co lekarze uznają za kolejny cud. Od uciskania nie ucierpiały jej żebra. Nie miała także oparzeń od urządzeń wstrząsowych, którymi lekarze próbowali przywrócić ją do życia.
Jak mówią, doznała powikłania zwanego zatorem płynem owodniowym.
Gdy kobieta w końcu otworzyła oczy w sali, zdziwiła się. Nie wiedziała, że umarła. Zastanawiała się wręcz, dlaczego nie pozwolili jej jeszcze... spać. Jednak gdy zobaczyła rozpłakanych członków rodziny, zrozumiała, że coś poszło nie tak.
Teraz podkreśla, że to doświadczenie pokazało jej, że nie musi bać się śmierci.
- Przez to wszystko rozumiem, że naprawdę nie mamy kontroli nad naszym życiem. Dzień, w którym odchodzisz jest dniem, w którym miałeś odejść - mówi.
Jest wdzięczna Bogu i lekarzom.
- Nie wiem, dlaczego otrzymałam tę szansę, ale jestem za nią bardzo wdzięczna. Bóg postawił właściwych ludzi we właściwym miejscu - podkreśla.
Dziś jest w domu i opiekuje się swoją dwójką dzieci.
Źródło: ABC News, Christian Post, CBS News, Daily Mail