Jak informowaliśmy, Benny Hinn trafił do kalifornijskiego szpitala po powrocie z krucjaty w Brazylii, gdzie usługiwał 100 tys. ludzi. Jak oświadczyła jego córka Jessica, zmagał się ze "znużeniem i brakiem tchu", a w szpitalu poddano go kuracji w związku z brakiem tlenu w jego systemie krążenia. Hinn trafił na oddział intensywnej terapii.
Rzecznik służby Benny Hinn Ministries, Ronn Torossian, wydał oświadczenie w tej sprawie.
- Możemy potwierdzić, że pastor Benny Hinn został przyjęty do szpitala w Kalifornii w piątek wieczorem. Został tam poddany leczeniu w związku z czasowo zmniejszonym poziomem tlenu wynikającym z migotania przedsionków - dolegliwością, z którą od czasu do czasu zmaga się od ponad 20 lat - oznajmił Torossian.
Okazuje się, że lekarze poddali elektrowstrząsom serce Hinna, by "zresetować" jego rytm. Okazało się to skuteczne.
Hinn powiedział, że "wyszedł na prostą" i czuje się teraz dużo lepiej. Choć jak przyznał, gdy trafił do szpitala, słyszał, jak jedna z pielęgniarek krzyczy do innej, że stara się "uratować jego życie".
- Kiedy serce bije 200 razy na minutę albo prawie tyle, to przestaje dawać tlen. Twoja krew nie płynie tam, dokąd powinna. Więc stopniowo moje organy zaczynały się wypełniać płynem. Traciłem ich funkcjonalność. Nawet jedzenie stało się strasznym wyzwaniem, bo nie miałem siły. Byłem wykończony. W końcu moja córka powiedziała, żebym pojechał do lekarza. Specjalista w rejonie od razu powiedział, by przewieźć mnie do szpitala - mówi Benny Hinn.
Opisuje, co się działo, gdy trafił na oddział intensywnej terapii.
- Zaczęli odsączać ze mnie te wszystkie płyny i musieli opanować moje serce, bo doszło do migotania przedsionków. Przeprowadzili testy, które mnie zmęczyły. Potem powiedziano mi, że mam powiększone serce, znacznie powiększone. Nie byli pewni czy z powodu migotania czy czegoś innego. To było straszne. Tak było przedwczoraj. Natychmiast poddali moje serce leczeniu, opanowali migotanie i zastosowali inne leki. Przywrócenie płynów do normalności zajęło cztery dni - tłumaczy ewangelista.
Pierwsze elektrowstrząsy nie wystarczyły, by uregulować bicie serca Hinna. Trzeba było je powtórzyć po paru dniach.
- Nie zrobili tego, bo umierałem. Po prostu chcieli przywrócić normalny rytm bicia serca. Dzięki Bogu, to pomogło - stwierdził.
Jak dodał 63-letni kaznodzieja, wbrew niektórym pogłoskom, nie doznał "ataku serca". Jego serce jest słabe, ale nie chore.
- Moje serce biło nieregularnie od tak długiego czasu, że tonąłem z powodu tych płynów. Media mówią, co chcą, bo zależy im na stworzeniu swego rodzaju dramatu, ale, dzięki Bogu, nie było ataku serca. Bije ono teraz regularnie. Chcemy upewnić się, że migotanie jest pod kontrolą i że nie wróci. To wszystko - wytłumaczył.
O szczegółach mówi także córka ewangelisty - Jessica.
- Tętnice wyglądają dobrze. Miał migotanie prawdopodobnie od miesiąca czy dwóch, więc jego serce przechodziło maraton, a on o tym nie wiedział. Myślał, że był zmęczony po Brazylii. Teraz jego organy pracują dobrze, płyn zniknął. Serce powróci z czasem do normalnego rozmiaru i z każdym dniem będzie silniejsze - powiedziała.
Benny Hinn od dziesiątek lat podróżuje po całym świecie i prowadzi ewangelizacyjne krucjaty uzdrowieńcze, niektóre z udziałem milionów ludzi. Jest także teleewangelistą.
Na fragmencie konferencji poniżej Hinn prowadzi wiernych w uwielbieniu Boga.
Źródło: Charisma News, Christian Post