Jako dziecko była molestowana. To trwało do 12. roku życia. Gdy miała osiem lat, przyjęła Jezusa do swojego życia i została ochrzczona. Miała nadzieję, że oczyści ją to od wstydu. Wciąż była jednak molestowana. Zaczęła od Niego odchodzić. Gdy była nastolatką miała problemy z narkotykami i alkoholem. Była też rozwiązła. Kiedy miała 21 lat, była już rozwiedziona. Miała dwójkę dzieci. Mając 28 lat, poślubiła swego obecnego męża i urodziły im się bliźnięta.
- Przez całe życie wątpiłam. Chodziłam do kościoła. Zawsze chciałam wierzyć, że Bóg jest realny. Nigdy nie przestałam do Niego mówić, ale pewne rzeczy przytrafiły mi się, gdy byłam dzieckiem, a jako nastolatka podjęłam pewne decyzje i nie mogłam zobaczyć, gdzie On jest. Zdecydowałam, że są dwie możliwości - jedna, że istnieje, ale mnie nie kocha, bo mnie nie chronił. I druga - że nie jest realny. Obie były złe - tłumaczy kobieta.
W swojej książce "Waking Up In Heaven" (Obudziłam się w niebie) kobieta pisze, że w 2009 roku chorowała na zapalenie trzustki. Wzięła zbyt dużo leków przeciwbólowych, których nie przyjął jej organizm. 10 grudnia umarła w szpitalu po tym, jak zatrzymał się jej oddech i serce. W stanie śmierci pozostawała przez dziewięć minut. Twierdzi, że gdy otworzyła oczy na tamtym świecie, zrozumiała, że jest w niebie.
- Pamiętam niemal każdy szczegół. Pamiętam, jak byłam w łóżku. Moja mama była przy mnie. Zaczęłam odpływać. Pamiętam, że gdy zamknęłam oczy na tym łóżku i je później otworzyłam, stałam w najpiękniejszym tunelu światła, jaki mogłabym opisać. Stanęłam przed Stwórcą nie tylko wszechświata, ale Stwórcą mnie samej. Nie chciałam opuszczać tego miejsca - opisuje.
- Miałam wtedy już czwórkę dzieci. Dwoje z nich to bliźnięta. Miały tylko 10 miesięcy. Dla mamy naprawdę nie ma niczego, co kochałoby się bardziej. Ale kiedy pokazał mi je i zapytał czy chcę do nich wrócić czy zostać z Nim, wybrałam Jego - tłumaczy.
McVea opisała też, że zanim Bóg posłał ją z powrotem na ziemię, uzdrowił ją z dawnego wstydu i ran.
- Od bodajże trzeciego roku życia aż po dzień, w którym umarłam, miałam straszne tajemnice, wstydziłam się. Nazywam to łańcuchami - emocjonalnymi i duchowymi. Kiedy stałam przed Nim przez te kilka minut, On te łańcuchy złamał i uwolnił mnie od wstydu, który czułam przez całe życia. Nie wiem, jak inaczej to opisać. On mnie uwolnił - mówi Crystal.
McVea mówi, że to, co zobaczyła i robiła w czasie, gdy była poza ziemią, było niezgłębione i wykraczało poza jej ludzkie zmysły.
- Byłam osobą wątpiącą. Wiem, co to znaczy nie wierzyć w Jego istnienie i w to, że jest miejsce, do którego idzie się po śmierci. Teraz chcę wszystkim powiedzieć, że to jest realne - mówi.
Wiedziała, że spotkała Boga i rozmawiała z Nim w sposób, jakiego nigdy nie mogłaby doświadczyć w ludzkim ciele.
- Nie potrafię znaleźć ludzkich słów, by opisać to, czego doświadczyłam, będąc tam. Byli tam aniołowie, Bóg. Upadłam przed Nim na kolana. To było doskonałe, piękne, niesamowite. Ale nawet te słowa nie mogą opisać tego, co wiedziałam - mówi Crystal.
Zapytana o to, jak Bóg wyglądał, odpowiedziała:
"Widziałam ogromną światłość. Mogłam ją poczuć, dotknąć, posmakować, usłyszeć, powąchać. Czułam się nie jakbym miała pięć zmysłów, a pięćset. Nie widziałam ludzkiego kształtu czy twarzy. Widziałam tylko Jego obecność, czułam Go i słyszałam".
Bóg komunikował się z nią w języku, który nie wymagał słów.
- Przez cały czas, gdy tam byłam, porozumiewaliśmy się. Nie słowami, bez wysiłku - mówi McVea.
Twierdzi, że Bóg dwukrotnie postawił tam przed nią wybór - mogła zostać z Nim albo wrócić na ziemię. Dwukrotnie odpowiedziała, że woli zostać z Nim. Wróciła do swojego ziemskiego ciała, bo chciała powiedzieć swojej mamie, że wszystko jest dobrze. Uspokoiła ją i opowiedziała, czego doświadczyła. Szpital opuściła osiem dni później.
McVea niesie teraz światu przesłanie.
- Moje życie całkowicie się zmieniło. Osoba, która umarła w tamtym szpitalnym pokoju, nie była tą samą, która wróciła. Teraz wiem, że istnieje Bóg, który nas kocha, Ojciec, który naprawdę nas słucha. Żyję dla Niego. Nie lubię publicznie przemawiać. To zabawne, ale do tego mnie właśnie posłał. Moje przesłanie jest proste - skoro mógł uwolnić kogoś takiego, jak ja i kochać mnie, to kocha nas wszystkich. On jest realny. Nie musisz umrzeć, żeby ci się objawił. Nie ma niczego, co byś zrobił, co by oddzieliło cię od Jego miłości - powiedziała.
Źródło: Christian Post, CBN News, Fox News