Pastor Kenneth Green głosił Słowo. Dodawał wiernym zachęty, mówiąc na podstawie Psalmów o tym, jak iść naprzód pośród prób. W pewnym momencie powiedział, że jeśli Pan powołałby go teraz do siebie, to jest "gotów odejść". Kilka chwil później leżał na podłodze.
- Wytarł twarz i wziął łyk wody. Spojrzał w górę i wyglądało to tak, jakby jego oczy odwinęły się do tyłu, jakby nie było w nich życia. Upadł. Wszyscy byli w szoku. Ludzie zaczęli płakać - opisuje to, co się działo, Joan Martin, która siedziała w jednej z kościelnych ław.
Natychmiast wezwano karetkę. Przyjechali ratownicy.
- Próbowali go reanimować, ale to zajęło tyle czasu, że wiedzieliśmy, że już odszedł - mówi pani Martin.
Jak podkreśla, pastor Green umarł, robiąc to, do czego był powołany i żyjąc z celem. Był zawsze chętny pomodlić się za kogoś, kto tego potrzebował. Zawoził chorych do szpitala. Miał też pasję, by nieść pomoc bezdomnym.
- Będziemy pamiętać o jego miłości do Boga i pracy, jaką dla Niego wykonał, a także o tym, jak starał się wszystkim pomagać - mówi członkini kościoła.
Rodzina duchownego czeka teraz na wyniki sekcji zwłok.
Według pani Martin, pastor nie miał rozpoznanej choroby serca i był "bardzo zdrowy". Miał 56 lat. Zostawił żonę i trójkę dzieci. Pastorem kościoła Greater Saint Mary Baptist Church był od ośmiu lat.
Reportaż o tej historii obejrzysz TUTAJ (w jęz. angielskim)
Źródło: wdsu.com, The Blaze