20 lat temu występował w zespole Maria Nefeli uhonorowanym nagrodą publiczności podczas festiwalu w Jarocinie w 1990 roku.
Jego życie było zdominowane przez używki i grzech. To narkotyki (m.in. heroina i grzyby halucynogenne), marihuana, alkohol, papierosy. Interesował się wróżbiarstwem, energoterapią, wahadełkami. Uczestniczył w seansach spirytystycznych. Dziś zdaje sobie sprawę z tego, że był pod wpływem demonicznym. Był w sytuacji, w której nikt nie chciałby się znaleźć.
- Gdy ludzie spotykali mnie na ulicy, przechodzili na drugą stronę. Przy wzroście 182 centymetry ważyłem 50 kilogramów. Ropowice, zrosty, smród, wszawica. Byłem takim chodzącym, żywym trupem - mówi w programie "Po przecinku" w TVP Info.
W pewnym momencie spotkał jednak koleżankę. Pomogła mu i zaproponowała udział w "imprezie".
- Wtedy wydawało mi się, że znalazłem się niechcący na rekolekcjach charyzmatycznych - tłumaczy Andrzej "Kogut" Sowa.
Zaskoczyła go bezwarunkowa akceptacja, z jaką został przyjęty.
– Na początku chciałem rozwalić imprezę nawiedzonym Jezuskom - tłumaczy.
Co było dalej?
Dowiesz się oglądając program "Po przecinku" z jego udziałem. Tę niezwykłą rozmowę zobaczysz TUTAJ
Źródło: opoka.org.pl, tvp.info