Zaczynamy od Pakistanu. Zmarł tam 14-letni chrześcijanin.
Kilka dni temu został podpalony przez młodych islamistów. Muzułmanie spotkali go na drodze do meczetu. Gdy dowiedzieli się, że jest chrześcijaninem, najpierw zaczęli go bić, a następnie oblali benzyną i podpalili. Przechodnie zdołali ugasić ogień i ciężko poparzonego chłopca (ponad 55 proc. powierzchni ciała) odwieźli do szpitala. Niestety, pomimo starań, lekarzom nie udało się go uratować.
Teraz Morze Śródziemne.
Na pontonie z imigrantami płynącymi z Libii do Włoch doszło do awantury między muzułmanami i chrześcijanami. Skończyło się to śmiercią 12 wyznawców Chrystusa, których muzułmanie po prostu wyrzucili do morza. Na Sycylii, gdzie dopłynął ponton, policjanci zatrzymali 15 sprawców po tym, jak inni imigranci opowiedzieli im, co się wydarzyło. Zatrzymani pochodzą z Wybrzeża Kości Słoniowej, Mali i Senegalu. Ich ofiarami byli chrześcijanie z Nigerii i Ghany. Aresztowanym, w tym jednemu nieletniemu, postawiono zarzuty zabójstwa.
W Ugandzie doszło do gwałtu muzułmanów na 17-letniej córce pastora.
Wyznawcy Allaha domagali się od duchownego, by w jego kościele przestały odbywać się nabożeństwa.
- W jednej z wiadomości, jakie przesłali mi na telefon, było napisane: "wiedz, że nie chcemy twojego kościoła w tym rejonie. Jeżeli nadal będziecie się tu spotykać, to pożałujecie tego" - mówi pastor.
Zignorował jednak te groźby.
Później jego córka szła do kościoła wieczorem, gdy zaatakowało ją pięciu mężczyzn. Zaciągnęli ją w krzaki i zgwałcili.
- Próbowałam krzyczeć, ale zagrozili, że mnie zabiją. Jeden z nich powiedział: "twój ojciec powinien skończyć prowadzić te spotkania modlitewne i próbować nawracać muzułmanów na chrześcijaństwo. Powinien zamknąć ten budynek. Ostrzegaliśmy go kilka razy - opisuje 17-latka.
Napastnicy zbiegli z miejsca zdarzenia tuż przed tym, jak członkowie wspólnoty przyjechali na całonocne czuwanie modlitewne. Córka pastora została przewieziona do szpitala. Pozostaje w stanie szoku.
Wciąż przerażające wieści napływają także z Kenii.
Rodziny ofiar ataku islamistycznego somalijskiego ugrupowania Al-Szabaab opisują to, co działo się podczas zamachu na uniwersytet w mieście Garissa na początku miesiąca.
Pani Mary Oloo, ciotka 19-letniego zabitego studenta Petera Odhiambo, relacjonuje, że jego ciało zostało okaleczone przez oprawców. Kobieta odnosi się do niego jako do swojego "syna".
- Nie ma zębów mojego syna. Wydłubano mu oczy. Dokąd oni je zabrali? - pyta w rozpaczy.
Wstrząsającą historię przekazał także Fred Kaskon Musinai - ojciec 20-letniej studentki-chrześcijanki Elizabeth.
"Wszędzie padają strzały. Powiedz mamie, by się za mnie modliła. Nie wiem czy przeżyję" - miała powiedzieć mu przez telefon, gdy terroryści wkroczyli na teren uczelni.
Później została wzięta przez islamistów jako zakładniczka. Jeden z bojowników zadzwonił do jej rodziny, domagając się, by skontaktowała się z prezydentem Kenii w ciągu dwóch minut i powiedziała mu, żeby wycofał z Somalii kenijskie oddziały biorące udział w misji Unii Afrykańskiej.
Po dwóch minutach terrorysta zadzwonił ponownie. Członkowie rodziny powiedzieli mu, że nie zdołali połączyć się z prezydentem. Wtedy bojownik powiedział ojcu dziewczyny, że ją zabije. Padły trzy strzały, po czym wyłączył się.
Ojciec oddzwonił do niego. Wtedy islamista powiedział mu: "twoja córka jest teraz ze swoim Bogiem".
W masakrze w Garissie zginęło w sumie 148 osób.
Czytaj także: Podano, kto jest największym prześladowcą chrześcijan
Źródło: niedziela.pl, onet.pl, Christian Post