Ostatnio boleśnie zdarza się chrystofobię odczuwać wierzącym w jeszcze niedawno uznawanym za chrześcijański kraju czyli w Stanach Zjednoczonych.
Ostatnie lata przewróciły tamtejszą kulturę do góry nogami i sprawiły, że prawa i swobody jednych przyczyniły się do wzrostu ryzyka marginalizacji, represji i prześladowań chrześcijan.
Popularny amerykański kaznodzieja David Jeremiah wyszczególnił 5 etapów chrystofobii.
Oto one:
1. Stereotypowanie
Dziś chrześcijanie są często stereotypowani jako ignoranci, niewykształceni, zacofani, zahamowani, pełni nienawiści i nietolerancyjni ludzie.
Nieraz media przedstawiają chrześcijan jako złych antagonistów, bigotów, którzy siedzą wysoko i surowo osądzają innych, jak strażnik więzienny w "Skazani na Shawshank", który recytuje Biblię, ale wykorzystuje osadzonych.
Choć prawdą jest, że niektórzy chrześcijanie źle reprezentują wiarę, te stereotypy narastają w wyniku rosnących uprzedzeń w naszej kulturze. Są one zaprzeczeniem ważnej roli, jaką chrześcijaństwo odegrało w rozwoju amerykańskiej kultury i ideału - od wyższej edukacji przez wolny rynek, ochronę zdrowia po równe prawa oraz praworządność.
2. Marginalizacja.
Wielu promotorów świeckości chce, by chrześcijaństwo zostało usunięte z centrum amerykańskiego życia. Jeśli już trzeba kościołowi pozwolić istnieć, to chcą, żeby był ograniczony do rzeczywistości osobistej prywatności i by miał zakaz wywierania wpływu na życie publiczne.
Chris Matthews z MSNBC napisał kiedyś: "jeśli jesteś politykiem i wierzysz przede wszystkim w Boga, to w porządku. Tylko nie ubiegaj się o urząd publiczny, a kościelny".
Ta zasada zdyskwalifikowałaby niemal wszystkich tych, którzy zakładali Amerykę.
3. Grożenie.
Marginalizowanie religijnej ekspresji w sferze akademickiej, instytucjonalnej, korporacyjnej czy publicznej nie wystarczy chrystofobom. Oni są zdeterminowani, by chrześcijanie płacili cenę nawet działając prywatnie.
Na przykład, stażystka na jednym z kalifornijskich uniwersytetów została zwolniona i zagrożono jej wyrzuceniem z programu dla absolwentów tylko za to, że rozmawiała o swojej wierze ze współpracownikami, choć robiła to tylko poza godzinami pracy.
Są niezliczone inne tego typu przykłady. Wielu uczniom szkół średnich zakazano założenia kółek biblijnych i praktykowania swojej religii otwarcie w szkołach finansowanych z budżetu państwa.
4. Zastraszanie.
Jeśli pierwsze trzy etapy nas nie uciszą, to urzędnicy przechodzą do zastraszania. Czasem wykorzystują swoje stanowisko do usprawiedliwiania takiego działania.
Takie też było bezczelne zachowanie szefa amerykańskiej Komisji ds. Praw Obywatelskich, Martina Castro, który w liście do prezydenta stwierdził, że "wolność religijna" to "kryptonim dla dyskryminacji, nietolerancji, rasizmu, seksizmu, homofobii, islamofobii i chrześcijańskiej supremacji".
Nie napisał tego listu tylko do prezydenta. To miało być także do nas, biblijnie wierzących chrześcijan, których chce zastraszyć. Jest ewidentnie chrystofobem, ale to nas nie onieśmiela.
5. Pozwy sądowe.
Rosnąca liczba chrześcijan i organizacji chrześcijańskich jest pozywana do sądów za to, że odmawiają pójścia na kompromis wobec swoich głębokich religijnych przekonań.
W 2013 roku katolicki szpital został pozwany za to, że nie oferował usług aborcyjnych. Sprawa miała na celu zmuszenie wszystkich katolickich szpitali do wykonywania aborcji.
Niestety, jest wiele innych przykładów, także z niedawnej przeszłości.
Jeśli nie nastąpi radykalny zwrot, to możemy oczekiwać, że liczba pozwów i wyroków wobec chrześcijan będzie wzrastać.
Choć myślę, że Ameryka jest jeszcze daleko od takiego prześladowania, o którym myślimy, używając tego słowa, nigdy nie sądziłem, że chrześcijanie będą stereotypowani, marginalizowani, że będzie się im grozić, a także ich zastraszać i pozywać, jak ma to miejsce obecnie.
Źródło: Charisma News
Zobacz także: Wielka Brytania: mówili o Bogu na ulicy. Nagle podszedł policjant i... (WIDEO)