"Kaznodzieja, pastor kościoła Street Church w Calgary w Kanadzie" - tak został przedstawiony w programie "Polska na Dzień Dobry" Pawłowski.
Przypomniano, że zajmuje się działalnością charytatywną - jego służba wydała setki tysięcy posiłków bezdomnym i potrzebującym w Kanadzie. Jednak ta działalność, podobnie jak Marsz dla Jezusa w Calgary spotkała się jednak ze sprzeciwem miejscowych władz. Powód to mówienie o tym, o czym... nie wolno mówić.
- W Kanadzie duchowni są prześladowani o wolność słowa. Nie wolno mówić już na temat pewnych rzeczy - tłumaczył kaznodzieja.
Wśród tych rzeczy są według niego: homoseksualizm, korupcja, aborcja, rozwody.
Jak mówi, obecnie "dziennikarze już sami dochodzą do tego, że jest coś takiego jak homofaszyzm". Co to oznacza?
- Oni mogą mówić, co chcą, mogą przeklinać naszego Boga, wyklinać nas i atakować, ale jeżeli my mówimy: "my też mamy nasze prawa", to nie, wszystko działa w jedną stronę - opisuje rzeczywistość w Kanadzie Pawłowski.
Wiąże się to z naciskiem politycznym i medialnym. Sam pastor Artur był już dziesięciokrotnie aresztowany za wolność słowa. Jako pierwszy obywatel Kanady został także zatrzymany za publiczne czytanie Pisma Świętego.
- Teraz to już są nagminne rzeczy i takich ludzi, jak ja jest już wielu - dodaje.
Nawet teraz czeka na sprawy sądowe za nielegalne modlitwy w miejscu publicznym! Został już też uznany za winnego, bo razem z innymi wierzącymi przemaszerował po ulicach miasta z imieniem Jezus.
- Teraz jest w Polsce czas, żeby coś zrobić, powalczyć o wolność. Powinniśmy się jako chrześcijanie, katolicy i protestanci, zjednoczyć. Jeżeli nie o naszą religię i o Boga, to przynajmniej o naszą konstytucję. Teraz jest czas, żeby coś zrobić, jutro może być tak jak w Kanadzie - zaznaczył Pawłowski.
Więcej szczegółów w wywiadzie poniżej. Zachęcamy - obejrzyj!
Chcesz więcej informacji od ChnNews.pl?