Grodzka to, bez wątpienia, najpopularniejsza transseksualistka w naszym kraju. Można wręcz powiedzieć, ikona dla osób, które zmieniły płeć. Do niedawna twarz Twojego Ruchu, teraz Partii Zielonych, z której ramienia będzie kandydować w wyborach prezydenckich.
Dziennikarz "wSieci", Andrzej Potocki, rzuca jednak podejrzenia co do tego czy na pewno posłanka jest tym, kim mówi.
Jak wiadomo, wcześniej posługiwała się nazwiskiem Krzysztof Bęgowski. Wielkie zainteresowanie zaczęło jej towarzyszyć dopiero względu na zmianę płci, jakiej miała dokonać. Jak zauważa Potocki, to dlatego "zapraszają ją telewizje, a redakcje prasowe przeprowadzają z nią wywiady".
Dziennikarz przeprowadził śledztwo co do jej zwyczajów. O informacje pytał także jej sąsiadów.
Jak pisze w artykule, Grodzka mieszka z heteroseksualną kobietą, szefową swojego biura poselskiego, Stanisławą Fedorowicz-Podobińską, we wspólnym domu.
Z uzyskanych przez niego informacji wynika, że Grodzka kobietą jest tylko poza miejscem swojego zamieszkania.
"Osoba dobrze znająca Annę Grodzką mówi nam: "po powrocie do domu zdejmuje te kobiece ciuchy, przebiera się w męskie ubrania. I nikt nie rozpoznałby w niej słynnej posłanki." Również sąsiedzi mówią, że kilkakrotnie udało im się dostrzec przez rozsunięte zasłony, jak posłanka Grodzka przechadzała się po pokoju w męskim stroju" - pisze Potocki.
Zwraca też uwagę, że choć Grodzka twierdzi, że przeszła w Tajlandii zmianę płci, pytania dziennikarzy o zmianę genitaliów stara się zwykle zbywać.
"Do dziś Anna Grodzka konsekwentnie unika odpowiedzi na pytanie: na czym dokładnie polegała operacja zmiany płci i dlaczego, aby ją przeprowadzić, trzeba było jechać aż do Bangkoku?" - zauważa autor artykułu i cytuje fragment jej wywiadu dla tygodnika "Wprost: "To nie jest temat, którym chciałabym się dzielić z czytelnikami tak porządnego pisma jak "Wprost"."
Według Potockiego, "zmiana płci" w przypadku Grodzkiej mogła więc w rzeczywistości polegać "tylko i wyłącznie na zażywaniu leków hormonalnych i powiększeniu piersi".
Dziennikarz tłumaczy, dlaczego przeprowadził swoje śledztwo ws. Grodzkiej.
"To dobry moment, by powiedzieć, dlaczego w ogóle zajmujemy się tym tematem. Nie chodzi o żadną niezdrową ciekawość. Nasza redakcja przestrzega zasady, że nie wchodzi w życie prywatne osób publicznych. Jednak Anna Grodzka pojawiła się przecież w życiu politycznym i medialnym właśnie ze względu na swoją seksualność, na publiczne przyznanie się do zmiany płci. Dla większości wyborców był to główny element ją identyfikujący".
Artykuł wywołał prawdziwą burzę. Sama Grodzka oświadczyła, że jest pełen "bzdur i insynuacji". Pyta też "skąd w ludziach tyle nienawiści?".
Zdania co do tej sprawy są wśród polityków podzielone.
"To z kim mieszka Grodzka, jest kwestią jej wiarygodności" - uważa Jacek Sasin z PiS.
Jego opinię podziela szef Solidarnej Polski - Zbigniew Ziobro.
- Kto i z czym kojarzy panią Grodzką? Właśnie z tym, ze sferą, która wiąże się z jej życiem prywatnym - argumentuje.
Doradca prezydenta, Tomasz Nałęcz, uważa jednak , że artykuł jest "obrzydliwy".
Przeciwko tego rodzaju śledztwom jest też Katarzyna Śledzińska-Katarasińska z PO.
- Prześwietlać można programy i doświadczenie kandydatów. To, z kim kto mieszka, nie ma nic do rzeczy. Pracuję z panią Grodzką na co dzień i muszę powiedzieć, że płeć nie jest głównym tematem ani leitmotivem jej działania. Nie powinnam być jej rzecznikiem i nie jestem, ale mówmy prawdę - mówi.
Oburzona jest także telewizyjna i radiowa prowadząca - Monika Olejnik.
- Pytania "wSieci" są po prostu porażające - powiedziała.
Czytaj także: Niesamowite - transseksualista powrócił do pierwotnej płci dzięki Jezusowi
Źródło: wSieci, Wirtualna Polska, gazeta.pl, se.pl