Do zdarzenia miało dojść w obwodzie czelabińskim w Rosji, a reportaż wyemitowano w rosyjskiej telewizji publicznej "Rossija 1".
"Pod przykrywką ośrodka rehabilitacyjnego ewangeliści zamieniali w niewolników ludzi, którzy zwrócili się do nich o leczenie od uzależnienia od alkoholu i narkotyków" - mówi prezenterka.
Już na początku dowiadujemy się, że za wszystkim stoi nie kto inny jak... Amerykanie.
Drugi prezenter powołuje się na rosyjskie służby, które twierdzą, że coraz aktywniejsze są "religijne ruchy sponsorowane przez amerykańskie fundacje".
Dostaje się też Ukrainie, na której nie brakuje ewangelicznych wspólnot.
- W celu werbunku do Rosji wyjeżdżają doświadczeni kaznodzieje z Ukrainy - mówi prezenter.
Tak zapowiedziany materiał przygotował dziennikarz o nazwisku Aleksandr Bielibow.
Co ciekawe, do rzeczonego ośrodka dla uzależnionych przybył akurat wtedy, gdy zapukali do niego policjanci.
- W przeddzień naszej wizyty jeden z podopiecznych zginął. Na mężczyznę spadły cegły, kiedy rozbierał w połowie rozwalony dom - słyszymy.
Bielibow akcentuje następnie, że osoby odpowiedzialne z ośrodka nie posiadają dokumentów na prowadzenie prac demontażowych przez rehabilitowanych.
W dalszej kolejności pokazano mężczyznę, który miał spędzić w protestanckim centrum dwa lata. Twierdzi on, że pracował codziennie po 15-16 godzin i nie dostawał pieniędzy, bo trafiały na misje i rozszerzanie wspólnoty.
"Z zasady niekomercyjna organizacja bez wstydu zarabiała rękami swoich podopiecznych" - grzmi autor reportażu.
Było już określenie "sekty". Przychodzi i czas na "destrukcyjne kulty", które w obwodzie czelabińskim miały się ostatnio "wyraźnie uaktywnić".
Dziennikarz Rossija 1 zwraca uwagę, że takie religijne struktury są Rosjanom "obce". A skoro obce, to i... wrogie.
- Za tymi organizacjami stoją zupełnie inne interesy. To interesy ukierunkowane na rozpad naszego państwa, stworzenie konfliktów religijnych i etnicznych - mówi Siergiej Domraczew - politolog.
Na celownik trafił także protestancki kościół "Nowe życie" w Czelabińsku. Uczęszcza do niego około 3 tys. osób.
"Wszystkie te protestanckie projekty nadzoruje obywatel USA Steve Cecil. Wraz z jego przyjściem w Czelabińsku zaczęło się pojawiać coraz więcej pastorów z Ukrainy, którzy nie skrywają zbytnio swoich jawnie antyrosyjskich poglądów" - komentuje dziennikarz Rossija 1.
Oskarża przy okazji człowieka, podobno pastora z Ukrainy. Miał on prosić ludzi o pomoc finansową dla kościoła. Środki miały trafiać na konto w banku znanego ukraińskiego oligarchy - Ihora Kołomojskiego.
Pojawia się też głos prawosławnych.
- Wiele destrukcyjnych kultów to niestety nie tylko organizacje religijne. Wypełniają one też w pełni określone funkcje szpiegowskie. To forma legalnego szpiegostwa - mówi Konstantin Putnik - szef misyjnego wydziału prawosławnej diecezji w Czelabińsku.
Jest też kolejny wątek ukraiński - rzekomy mieszkaniec Dniepropietrowska, który w Rosji "otrzymał status uchodźcy". Tam mieli od razu przyjść do niego Ukraińcy z kościoła "Dom chleba" i zaproponować "przyjęcie ich wiary". Przy tym mieli zadawać nietypowe pytania.
- Byłeś w armii? Mówię, że tak. Umiesz strzelać? Mówię "tak". Opowiedziałem, gdzie byłem. Mówią: "o, to chodź do nas" - relacjonuje mężczyzna, który nie pokazuje swojej twarzy. Jak twierdzi, "od razu zrozumiał, że to będzie jakiś obóz bojowy".
"Szczególnie aktywni kaznodzieje z Ukrainy są w środowisku młodzieżowym" - informuje autor reportażu.
Pokazuje przy tym niejakiego Denisa Gorieńkowa, który, podobno, "prowadził za sobą młodych ludzi na Majdan, a w obwodzie donieckim bojowo i moralnie podnosił na duchu ukraińskich żołnierzy".
"Dziś ten człowiek stoi na czele grupy studentów-chrześcijan na południowym Uralu" - stwierdza rosyjski dziennikarz.
Kończy złowieszczo:
"Pozostaje tylko domyślać się, czego może uczyć rosyjskich studentów ten młodzieżowy kaznodzieja z Majdanu".
Poniżej opisany reportaż w telewizji Rossija 1.