Mochnienko to człowiek, który wiele lat poświęcił na opiekę nad sierotami, organizowanie dla nich specjalnych ośrodków. Nie jest on postacią anonimową, zwłaszcza w chrześcijańskich kręgach za naszą wschodnią granicą.
Wspiera ukraińską armię we wzmacnianiu obrony Mariupola przed separatystami i siłami rosyjskimi. W wywiadzie dla ukrainerelief.org przyznaje, że w jego mieście część mieszkańców popiera bojowników z samozwańczych republik. Podkreśla jednak, że większość "nie chciałaby widzieć tych "bandytów na ulicach".
Dodaje, że w przypadku zajęcia miasta przez wroga, kościół będzie musiał działać w podziemiu, tak jak ma to miejsce na innych zajętych przez separatystów terenach.
Na temat prezydenta Federacji Rosyjskiej, Władimira Putina, ma jasno określone zdanie. Nazywa go "fałszywym chrystusem" i tłumaczy dlaczego.
- Istnieją systemy farmaceutyczno-religijne, gdy ludzie wierzą na przykład w sok Noni albo jakieś pigułki, lekarstwa. Są też systemy polityczno-religijne. Jest zjawisko o nazwie "Putin" i szalone poparcie dla tego nikczemnika, który zorganizował bratobójczą wojnę, a na jego sumieniu są tysiące ofiar rosyjskich i ukraińskich. Kiedy widzę rosnące sondaże poparcia tego człowieka, to rozumiem, że chodzi o zjawisko religijno-polityczne. To nie jest czysta polityka. Powiedziano, że wielu w ostatnich dniach przyjdzie i powie: "jestem Chrystusem". Osobiście nie słyszałem, żeby ktokolwiek powiedział to w sensie religijnym, ale słowo "Chrystus" oznacza "Pomazaniec" i tego słowa używano także w odniesieniu do królów. Król, który uważa, że jest zbawcą pomazanym przez Boga i przy tym niszczy swój bratni naród, jest fałszywym pomazańcem, co w tłumaczeniu na chrześcijańską terminologię zabrzmi "fałszywy chrystus". Wielu mówi dziś, że są zbawcami. Przekonują: "uratujemy was, rozwiążemy wasze problemy", ale wynikiem ich działań jest morze krwi. Nazywam takich działaczy politycznych fałszywymi chrystusami i w takim sensie jest nim też Putin - tłumaczy Mochnienko.
Według niego, kościoły ewangeliczne zostały w Rosji "zapędzone w róg" i nie mają dostępu do edukacji czy oficjalnych uroczystości, w przeciwieństwie do Kościoła prawosławnego.
- Pozwalają się kościołom gromadzić, trochę je prześladują, uciskają, nazywają "sektami", nie dają im normalnie działać. Tak jest w zdecydowanej większości przypadków z małymi wyjątkami - mówi pastor.
Jest wdzięczny pastorom w Rosji, którzy bez względu na presję, działania służb FSB i kontrole, określają swoje stanowisko.
Czy gdyby miał taką możliwość, nacisnąłby przycisk i tym samym zlikwidowałby Władimira Putina? Odpowiada, że tak. Uczyniłby to, jeżeli nikt inny nie mógłby tego zrobić.
- Załóżmy, że mam taki czerwony przycisk. Powiedzmy, że nikt więcej go nie ma. Nie posiada go ukraińska armia, Obama, Unia Europejska. Nikt. Mam go tylko ja. Jeżeli nikt na świecie nie mógłby powstrzymać zła, tylko ja, to byłbym zobowiązany to zrobić. To nie jest moje zadanie. Jestem pastorem. Ale Pismo Święte mówi, że władza "nie na próżno nosi miecz", by karać czyniącego zło. Jeżeli władza istnieje i może nacisnąć ten przycisk, to po co ja miałbym się tym zajmować? Z chęcią będę nadal się modlił i głosił. Ale jeżeli nikogo nie ma, nie ma władzy, to ona nie może tego zrobić - wyjaśnia duchowny.
Jak mówi, jest mu dziś wstyd za amerykańskich polityków, którzy podpisali porozumienie (Memorandum Budapeszteńskie, red.) dające Ukrainie gwarancję integralności. Tymczasem Rosja odrywa dzisiaj jej kolejne kawałki.
- Słyszysz od polityka: "jesteśmy z wami", ale nie widzisz działań. Oni nie naciskają tego przycisku i nikt tego nie może zrobić. Ja oczywiście wolałbym nacisnąć przycisk, żeby Putin trafił do więzienia, przed Trybunał w Hadze i odpowiedział za bezprawie - tłumaczy.
Mochnienko podkreśla, że jako pastor uważa, iż chrześcijanie nie powinni chować głowy w Biblię przed otaczającą ich rzeczywistością.
Jednocześnie przyznaje, że nigdy w życiu nie planował żadnych zamachów terrorystycznych i wcale ich nie planuje. Nie zamierza też nikogo zabijać.
Jeszcze raz zaznacza:
"Przycisk nacisnąłbym, jeżeli okazałbym się jedynym człowiekiem na świecie, który może to zrobić. Najlepiej żeby Putin trafił wtedy do więzienia, żeby miał czas pomyśleć nad tym, co zrobił. Bo ktoś na świecie powinien powstrzymywać zło!".
Giennadij wyjawia przy tym, że oprócz niego jest wielu innych pastorów zaangażowanych w pomoc ukraińskiej armii - udzielanie jej wsparcia i starania mające na celu powstrzymanie agresji.
- Nie widzę w tym żadnego problemu. Chrześcijanie powinni pomagać w bronieniu ludzi - stwierdza.
Zaznacza, że nie jest zwolennikiem wojny, lecz obrony. Nie wzywa do zabijania, a do bronienia się.
Tymczasem informacje Mochnienki o prześladowaniach chrześcijan na terenach okupowanych przez separatystów potwierdza również inny tamtejszy pastor - Siergiej Kosiak.
Według niego, bojownicy samozwańczych republik odbierają budynki kościelne wspólnotom. Nieraz organizują też obławy na ewangelicznych wierzących. Zastraszają rodziny, porywają duchownych, grabią mieszkania. Zdarzają się tortury. Leje się krew.
Ewangeliczni chrześcijanie kojarzą im się często z Zachodem. Nie brakuje wśród nich opinii, że ziemie ukraińskie należą do Rusi, na której nie ma miejsca dla innego wyznania niż prawosławie.
Źródło: ukrainerelief.org, slavicsac.com, grehu.net