Artykuł napisał w związku z ukazaniem się książki redaktora naczelnego tego tygodnika - Pawła Lisickiego - "Luter. Ciemna strona rewolucji".
Jak zauważa Diaz, jest ona w prawie w całości poświęcona Marcinowi Lutrowi i ma na celu zdyskredytowanie Reformacji jako "procesu odnowy wiary".
Według niego, cel tego "ataku" jest chybiony, bo niesłuszne jest założenie, że ujawnienie słabości Lutra pogrąża cały protestantyzm.
Dlaczego?
Dlatego że Luter dla protestantów nie jest "ani nowym papieżem ani ostatecznym autorytetem", a stawianie go w roli świętego (rozumianego po rzymskokatolicku) jest "całkowicie obce protestantyzmowi".
Diaz zwraca uwagę, że niemiecki reformator jest dla ewangelików "jedynie nic nieznaczącym narzędziem", jakim "posłużył się Duch Święty, by przypomnieć o fundamentach Kościoła, które albo zostały zapomniane albo odeszły na dalszy plan".
Nie był on też "ani pierwszym ani ostatnim" reformatorem.
Dziennikarz "Wiadomości", który sam należy do Kościoła ewangelicko-metodystycznego, pisze także o problemach w obrębie protestantyzmu, a dokładnie o "wielu historycznych kościołach protestanckich" Europy, które odstąpiły od prawd Biblii i dziś "należałoby je raczej uznać za lewicowe fundacje, które z chrześcijaństwem nie mają nic wspólnego".
Po drugiej stronie znajdują się ewangeliczne wspólnoty, które mocno rozwijają się zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, Ameryce Łacińskiej, Afryce i niektórych krajach Azji.
Za znamienne Diaz uznaje, że papież Franciszek woli rozmawiać o Reformacji z Kościołem Szwecji, a nie np. z konserwatywnym doktrynalnie i moralnie Kościołem Luterańskim Synodu Missouri.
Autor artykułu przypomina przy tym słowa zmarłego przed rokiem metodystycznego teologa - Thomasa Odena, który pracując w Światowej Radzie Kościołów, zdał sobie sprawę, że członkom tej ekumenicznej organizacji "wcale nie chodzi o jedność chrześcijan, a o wdrażanie lewicowego programu społecznego".
Damian Diaz zaznacza, że protestantyzm wierny Reformacji "nie dopuszcza dowolnej interpretacji Biblii, a jedynie stawia spisaną tradycję pierwotnego Kościoła w miejscu, w którym katolicy stawiają urząd nauczycielski".
Podkreśla, że Biblia nie jest "aż tak trudną księgą, jak zwykło się ją przedstawiać". Sugeruje, by czytając ją, trzymać się konsekwentnie "kilku zasad hermeneutycznych" i "pokornie modlić się o dary Ducha Świętego".
Dzięki temu każdy wierzący będzie mógł Pismo zrozumieć.
Tu dostrzega problem, jeśli chodzi o praktyki "członków Kościoła rzymskiego".
"Problem w tym, że uwagę członków Kościoła rzymskiego od studium Biblii odciągają niezliczone różańce, drogi krzyżowe, nowenny, litanie, procesje i inne rzekomo pobożne praktyki" - czytamy.
"Prawda obiektywna" ma tymczasem kluczowe znaczenie dla ekumenizmu, bo "prawdziwi protestanci nigdy nie zaakceptują niebiblijnych dogmatów o niepokalanym poczęciu i wniebowzięciu Matki Bożej, istnieniu czyśćca czy nieomylności papieża".
Z kolei Watykan nie może z nich zrezygnować, bo "w myśl jego doktryny oznaczałoby to herezję".
Mimo tych różnic, jedność jest, jak pisze autor, "na wyciągnięcie ręki", choć zauważa, że jedność instytucjonalna to jedynie "fasada kryjąca ogromne podziały".
Członkowie obu wyznań mogą jednak współpracować tam, gdzie to możliwe - w obronie nienarodzonych dzieci, przeciwstawianiu się "islamskiej inwazji na Europę" czy "budzeniu jej mieszkańców z duchowego snu".
Na koniec Damian Diaz zwraca uwagę, że papież Franciszek "wcale nie brata się z chrześcijanami wiernymi ideom Reformacji, a z ludźmi, którzy je porzucili", a więc w 500. rocznicę wystąpienia Marcina Lutra "zarówno katolicy, jak i protestanci bardziej niż lektury jego biografii potrzebują pokornej lektury Biblii".
Cały artykuł w "Do Rzeczy" tutaj
Zobacz także: "Bluźnierstwo" - reakcja na zawierzanie się Niepokalanemu Sercu Maryi