Często tam, gdzie pojawiał się Pan Jezus, miały miejsca napięcia i konflikty. Nie dlatego, że sam ich szukał. Konflikt i napięcia powoduje sama obecność ewangelii - zwraca uwagę w artykule na swoim blogu.
Jak podkreśla, celem Jezusa nie było unikanie napięć, ale prawda, chwała Boga Ojca i cele Bożego Królestwa.
Chrystus nie starał się być miły. Wystarczyło, że mówił prawdę i nią żył.
Według Bartosika, jeśli jako chrześcijanie staramy się być tylko mili, a nie za wszelką cenę wierni Bogu, to prędzej czy później możemy "sprzeniewierzyć się swojemu powołaniu".
Pastor zauważa, że bywają sytuacje, w których "powinniśmy być wręcz mało mili". I nie chodzi o bycie grubiańskim czy o brak łagodności, bo też Pismo Święte wzywa do tego, byśmy byli uprzejmi i napominali z łagodnością. Pastor gani jednak postawę "miłego akwizytora z przyklejonym uśmiechem", tak zwanej "ciepłej kluchy" bez przekonań, "zniewieściałego faceta, który programowo unika konfrontacji z grzechem i szuka wyłącznie tego, co łączy".
Paweł Bartosik kończy swój artykuł wnioskiem dotyczącym współczesnego społeczeństwa i tego czy Kościół rzeczywiście wiernie głosi Boże Słowo.
"Dla nas lekcja jest następująca: jeśli odstępcza kultura i jej liderzy nie są przeciwni względem tego, co robi kościół, to znaczy, że kościół nie głosi wiernie Bożego Słowa. Jeśli odstępcza kultura drwi, szydzi lub marginalizuje głos kościoła, to znaczy, że robi dokładnie to, czego mamy się spodziewać."
Na podstawie: pbartosik.pl