Oczywiście zaprzeczył. Podkreślił za to, że jest "normalnym wierzącym człowiekiem", ale takim, który "spotkał żywego Jezusa".
W programie poinformowano widzów, że Zieliński regularnie przemierza setki kilometrów, by prowadzić spotkania modlitewne, podczas których "pomaga odzyskać zdrowie wielu chorym".
On sam podkreśla, że trzeba przede wszystkim spotkać w swoim życiu Jezusa Chrystusa i wtedy On może w podobny sposób poruszać się w życiu każdej osoby.
Jako przykład podał to, w jak potężny sposób Bóg poruszał się w Dziejach Apostolskich.
Świadectwo
Podzielił się też swoim świadectwem.
10 lat temu spotkał księdza, który powiedział, że można wiele razy chodzić do kościoła i nigdy nie spotkać Jezusa. Zieliński postanowił więc w odpowiedzi na wezwanie wyjść na środek zgromadzenia i pomodlić się. Powiedział wtedy: "Jezu, jeżeli naprawdę jesteś, to oddaję ci moje życie. Rób, co chcesz. Tylko daj mi tego doświadczyć".
Drugi ksiądz powiedział mu, że Jezus go kocha i to "wywróciło jego życie do góry nogami".
To był początek. A już w następnych dniach miał pragnienie, żeby kłaść ręce na chorych, tak jak jest napisane w Biblii i modlić się o uzdrowienie.
Uzdrowienia nie przyszły od razu
Nie wszystko jednak przyszło od razu. Przez pierwsze cztery lata takich modlitw ludzie nie byli uzdrawiani. Aż w końcu nastąpił przełom.
Stało się to, gdy pomodlił się w szkole za woźną, która miała problem z kręgosłupem, karkiem.
"Położyłem na niej ręce i pomodliłem się. Powiedziałem: Panie Jezu, niech w twoje imię odejdzie wszelki ból, choroba i dolegliwość. Ty umarłeś i zmartwychwstałeś, żeby ona była zdrowa".
Kobieta przyznała, że kiedy Marcin przyłożył rękę do jej kręgosłupa, poczuła "gorąco jak od żelazka". Ból zniknął, a na jej karku zniknęło powodujące kłopoty zgrubienie.
Od tego zaczęła się posługa Marcina.
Później dzięki jego posłudze uzdrowionych zostało bardzo wiele osób.
Uzdrowienie słuchu
W programie przytoczono przykład małego Piotrusia, który urodził się z poważną wadą słuchu. Lekarze przekreślili szanse, by kiedykolwiek usłyszał na jedno z uszu.
Jego rodzice w trakcie rekolekcji poznali Zielińskiego. Ten pomodlił się za chłopca.
Po modlitwie poszli sprawdzić efekty do lekarza. Ten, przeglądając wyniki badań i ujrzawszy, że zaszła zmiana, był zdezorientowany.
"Cuda się zdarzają. Na dzień dzisiejszy Piotr słyszy tak samo na prawe i lewe ucho, jak każde zdrowe dziecko" - przyznał.
Zieliński podkreśla, że takie uzdrowienia dokonują się dzięki Jezusowi, który żyje, uzdrawia, dotyka, chodzi po ziemi tak jak dwa tysiące lat temu. Ewangelista wzywa do przyjęcia tej prawdy.
Zaznacza, że uzdrowienie czy cuda nie są celem samym w sobie, ale środkiem, który skłania ludzi do bliskiej relacji z Bogiem.
- To znak, drogowskaz, który wskazuje na Jezusa. Nie na mnie - podkreślił.
Komentarze
Materiał poświęcony Marcinowi skomentowali następnie w studiu:
dziennikarka TVN, katolicka blogerka Katarzyna Olubińska oraz o. Krzysztof Ołdakowski - jezuita.
Olubińska przyznała, że już wcześniej robiła wywiady z charyzmatykami. Byli to jednak zakonnicy.
"Posługują w Brazylii, w dzielnicach biedy. Są wiekowi. Chodzą w takich szatach ze sznurami" - wyjaśniła.
Tymczasem Marcin jest inny i to, jak wskazała, "nie pasuje do naszego wyobrażenia, kim może być charyzmatyk" czy osoba, przez którą Pan Jezus może uzdrawiać.
Pytając księży o zdanie na temat Zielińskiego, nie spotkała się z ostrzeżeniami.
- Wszyscy byli pozytywnie nastawieni, bo mówili: on wskazuje na Jezusa, a nie na siebie - zauważyła.
Co ciekawe, dziennikarka, chcąc zrealizować wywiad z Marcinem, gdy już się do niego dodzwoniła, sama poprosiła go o modlitwę (z jej wypowiedzi wynika, że telefonicznie), bowiem od kilku tygodni zmagała się z bólem.
- Pomodliliśmy się. Nic się nie wydarzyło. Wróciłam do domu. Nie dość, że ten ból przeszedł, to Marcin powiedział mi jeszcze coś, czego nie miał prawa wiedzieć - o moim życiu wewnętrznym, moich przeżyciach i powiedział: "niech Pan Bóg też to uzdrowi" - relacjonowała.
To ją zaskoczyło. Ale to był dopiero początek wrażeń.
Jak wyjawia, rodzina małego Piotrusia, o którym była mowa w reportażu, jechała z czwórką dzieci aż pięć godzin przy padającym deszczu, żeby tylko opowiedzieć o uzdrowieniu półrocznego synka.
"To Bóg rozdaje charyzmaty, a nie Kościół"
O. Ołdakowski podkreślił z kolei, że charyzmaty to dary "dane całemu Kościołowi", a nie tylko pojedynczym osobom. Zaznaczył, że charyzmatykiem jest każdy chrześcijanin.
- Nie jest to zawężone do grupy wybrańców. Powiedziałbym, że jest to pewnego rodzaju norma - oświadczył.
Podkreślił, że szafarzem charyzmatów jest sam Bóg i nie ma znaczenia czy chodzi o osobę świecką czy nie.
"Skąd wiemy, że to nie oszust?"
Tu współprowadząca program Dorota Wellman zaczęła zadawać pytania - skoro to osoba świecka, to "skąd wiemy, że to nie jest oszust, ktoś, kto tylko udaje, że spotkał żywego Jezusa, a ktoś, kto rzeczywiście może pomóc?".
Chciała się też dowiedzieć, w jaki sposób jest to weryfikowane.
- Na pewno to weryfikuje wspólnota Kościoła, bo to nie jest osoba, która działa tylko w swoim własnym imieniu, ktoś samozwańczy. Tylko on przechodzi pewną drogę w swojej wspólnocie - odparł o. Ołdakowski.
- Dlaczego ojcze o tym mówimy? Bo są osoby, które robią takie rzeczy w domu, udają i oszukują ludzi, biorą za to pieniądze - wtrąciła Wellman.
Jezuita podkreślił jednak, że w tym przypadku taka osoba ma swoich duszpasterzy, "kierownika duchowego" czy spowiednika i nie jest to "wyizolowane z całego kościelnego kontekstu".
Olubińska zgodziła się z Wellman, że "jeżeli ktoś bierze pieniądze, to trzeba być ostrożnym".
Jednak, jak zauważono, Marcin ma normalną pracę.
- Za posługę nie bierze pieniędzy. Pytałam go o to. Bardzo dużo jeździ, bo był już w 10 krajach. Teraz jedzie do Londynu, na Litwę. Właściwie jego kalendarz jest wypełniony na rok do przodu. I oczywiście, jeśli ktoś go zaprasza, to płaci też za jego dojazd. W tym nic złego nie ma - zaznaczyła Olubińska.
Odnosząc się jeszcze do kwestii weryfikacji, tego, co dzieje się na spotkaniach, stwierdziła, że weryfikują to "tak naprawdę ludzie, którzy tam przyjeżdżają".
Wspólnota Uwielbienia "Głos Pana"
Do kościoła Wspólnota Uwielbienia "Głos Pana" w Skierniewicach, z której wywodzi się Zieliński, przyjeżdżają setki osób.
Olubińska opowiedziała historię, którą przekazał jej proboszcz Marcina.
Jedną z osób, które przyjechały do wspomnianej wspólnoty, był góral chodzący o kulach. Przybył z prośbą o modlitwę.
Gdy Zieliński się za niego pomodlił, ten rzucił kule, a następnie wrócił do swojego miasteczka i tam zaczął przepraszać ludzi za zło, które uczynił.
- Więc to jest nie tylko działanie fizyczne, ale duchowe. Ten człowiek za tydzień wrócił z autobusem górali - tłumaczyła dziennikarka.
O. Ołdakowski podkreślił, w odpowiedzi na pytanie Doroty Wellman, że nie trzeba koniecznie być wierzącym, by zostać uzdrowionym, ponieważ "Pan Bóg działa, tak jak chce". Choć wskazał, że "dobrze jest mieć wiarę".
Jak stwierdził, on sam zna osoby, które zostały uzdrowione "bez żadnej wiary" i "nie tylko w słynnym filmie "Lourdes", kiedy uzdrowiona została kobieta uprawiająca turystykę religijną, a nie ludzie, którzy pobożnie się modlili".
- Więc to jest wszystko darmowe. Potem pewnie zachodzi jakaś przemiana, ale oczywiście Pan Bóg jest wolny w swoim działaniu. Tutaj nie ma żadnych warunków - zaznaczył.
Dodał, że modlitwa ma znaczenie, bo jest to "otwarcie przestrzeni na działanie mocy Boga, a nie mówienie do ściany".
Reportaż o Marcinie Zielińskim, jak również wspomniane komentarze w studiu TVN można obejrzeć tutaj
Chcesz dowiedzieć się więcej o Marcinie Zielińskim? Zobacz nasz dział Marcin Zieliński