Proroctwa, które padły podczas spotkań Wszechukraińskiego Zgromadzenia Proroków, zdają się właśnie spełniać. Wybrzmiały w latach 2015 i 2016. Mało kto wówczas dowierzał w ich treść. Jedno z proroctw wciąż nie spełniło się, ale dzisiejsze wydarzenia mogą doprowadzić i do tego.
O treści proroctw wówczas informowaliśmy. Prorocy uczestniczący w zgromadzeniu w 2016 roku donosili, że w wizjach widzieli kończącą się wojnę. Wojnę "zwycięską" dla Ukrainy. Widzieli też wracających z niej ludzi.
"Na pociągu, który jechał do Donbasu widziałam cyfrę "9". Nie wiem, co to oznacza. Być może to dziewiąty miesiąc, a może dziewiąty dzień jakiegoś miesiąca" - mówiła jedna z uczestniczek.
"Była cyfra "9". To wrzesień. Nastąpi wtedy jakieś przełomowe wydarzenie" - brzmiała przepowiednia innej.
Dziś wiemy, że to we wrześniu rozpoczął się przełom, jeśli chodzi o przebieg wojny. Strona ukraińska zaczęła odnosić sukcesy. Jej kontrofensywa wypiera Rosjan z okupowanych terenów.
"Będzie miało miejsce kilka bardzo ważnych strategicznych walk na wschodzie Ukrainy, od których będzie dużo zależało. Polegnie tam wielu wojskowych z obu stron. W tych bitwach zostanie wykorzystana duża ilość sprzętu bojowego. Tam wszystko się zdecyduje" - przepowiadano.
Kolejny uczestnik zgromadzenia prorokował:
"Uwolnienie rozpocznie się pod koniec lata. Jakieś przyczyny zmuszą Rosję do wycofania wojsk. Rozpocznie się to od Donbasu, skąd ta mgła będzie odchodzić. Ale Krym wciąż w niej pozostaje" - relacjonował.
Odnośnie Rosji zgromadzeni mówili, że następuje czas niezadowolenia z powodu rządów Władimira Putina.
Przewidywali społeczne niepokoje.
"Te wystąpienia zaczną się w Petersburgu i innych miastach. Zostaną stłumione. Otoczenie Putina też chce jego upadku, ale boi się, bo ma jakieś ciemne powiązania."
Jak wiemy, w rosyjskich miastach doszło w ostatnim czasie do protestów, które były tłumione przez służby. Niezadowolenie wzrosło w związku z ogłoszeniem częściowej mobilizacji przez Putina. Jednym z miast, w których miały miejsce protesty, był Petersburg.
"Rosja w tej kampanii wojennej będzie agonizować. Dla niej tam wszystko się zdecyduje. Zwycięstwo Ukrainy jest nieuchronne. To w pełni zdecyduje także o politycznym krachu Rosji. Nastąpi zmiana władzy, politycznego kierunku Rosji" - wskazywano podczas zgromadzenia proroków.
Jak już wcześniej informowaliśmy, spełniły się także inne proroctwa sprzed siedmiu lat dotyczące Ukrainy, które mówiły, że "w przyszłości ujrzymy bardzo silną agresję bez przyczyny".
Zgromadzeni przewidywali, że "będą targnięcia na nowe terytoria".
Jak wskazywano, "Ukraina nie zapłaciła jeszcze pełnej ceny za swoją wolność i transformację w zdrowy kraj".
"Zostanie jeszcze przelana krew w Donbasie, na Krymie i w Kijowie" - głoszono.
Przewidziano ofiary w dużych miastach, w tym w Charkowie, Odessie, Zaporożu i Dniepropietrowsku, co niestety nastąpiło.
Prorokowano, że uaktywniona zostanie rosyjska Flota Czarnomorska, do czego również doszło. To z Morza Czarnego wielokrotnie wystrzeliwano rosyjskie rakiety na ukraińskie miasta.
Prorocy zapowiadali także wtargnięcie na kontynent od strony Krymu i to, że Rosjanie skierują się w stronę Berdiańska. Dziś jest on miastem okupowanym.
Uczestnicy przewidzieli ponadto "wielką falę emigracji z Ukrainy". Jak wiadomo, z kraju tego uciekło w związku z wojną kilka milionów osób. W większości przyjechały one do Polski.
Wciąż niespełnione pozostaje proroctwo, który mówiło o tym, że "wszystko skończy się niewielkim uderzeniem jądrowym w Ukrainę na skalę lokalną".
"Będzie strefa wykluczenia, czarny pas - to dotyczy Ukrainy. Część z tej chmury pójdzie na Rosję i od tego rozpocznie się klęska Putina. Południowa część obwodu donieckiego, niewielkie uderzenie, szkoda mniejsza niż od katastrofy w Czarnobylu, następstwa zostaną szybciej zlikwidowane. Będą jednak bardzo duże zniszczenia. Główna chmura skieruje się na obwód rostowski (w Rosji, red.)." - brzmiała przepowiednia.
Obecnie w Rosji coraz częściej padają wezwania do użycia taktycznej broni jądrowej. Taki apel wystosował choćby czeczeński przywódca Ramzan Kadyrow.
Czym dokładnie jest taktyczna broń jądrowa?
Florian Naumczyk, ekspert Broni Masowego Rażenia w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wyjaśnił, że jest to broń o małej lub średniej mocy. Jest przystosowana do ataków na bliskich odległościach.
"To także broń krótkiego zasięgu rażenia możliwa do przenoszona artylerią, ale także rakietami średniego zasięgu, zatem nawet na odległości do 500 kilometrów" - objaśnił.
Mogą to być rakiety taktyczne, rakiety przeciwlotnicze, artyleria lufowa dużego kalibru oraz lotnictwo taktyczne przenoszące rakiety lub bomby atomowe.
Eksperci zwracają uwagę, że wraz z ogłoszeniem przez Moskwę aneksji okupowanych ziem Ukrainy, rośnie znaczenie rosyjskiego szantażu nuklearnego. Rosja zaczyna bowiem traktować podbite tereny jak swoje terytoria.
"Putin potrzebuje tych czterech ukraińskich obwodów – bo w ten sposób może uzasadniać tę niezwykle kosztowną dla Rosji wojnę zdobyciem m.in. „korytarza na Krym”, bardzo cennych surowcowo rejonów Donbasu oraz cennych rolniczo ziem Zaporoża i Chersońszczyzny, nie mówiąc już o tym, że na okupowanych terytoriach mieszka około 7 milionów ludzi. I temu ma służyć aneksja. Ale jeśli Putinowi się to nie uda, istnieje i taka możliwość, że sięgnie on po taktyczną broń nuklearną. Z braku jakichkolwiek innych dostępnych narzędzi. Dopóki będzie stał na czele państwa, on – według mnie – nie ustąpi" - powiedział generał dywizji Bogusław Pacek - były rektor Akademii Obrony Narodowej.