Jednak ks. Recław zauważył, że gest ten może mieć także inne znaczenie - w języku migowym czy u Filipińczyków oznacza "kocham cię". Podczas pielgrzymki na Filipiny pokazał go papież Franciszek.
Polski jezuita wskazał, że znaki "nie mają mocy same w sobie".
- To nie jest tak, że krzyż, który wisi na ścianie ma moc i teraz w tym miejscu, gdzie jest krzyż, nie ma grzechu albo pokusy nie mają mocy. I podobnie jest ze znakami szatańskimi, które same w sobie nie mają żadnej mocy - stwierdził o. Recław.
Według niego, to ludzie mogą nadać im moc, jeśli tego chcą - "jeżeli te znaki nas wyrażają albo budzą w nas lęk albo odsyłają nas do jakiejś konkretnej pokusy".
- Ilekroć pokładamy w tym siłę i nadzieję, to to nabiera mocy - wyjaśnił.
Jednocześnie duchowny podkreślił, że ludzie wiary nie powinni oddawać "pola swojego poruszania się w kulturze".
Za przykład takiego zmagania podał znak tęczy, który jest z dawien dawna znakiem biblijnym.
- Tego trzeba bronić. Nie może być tak, że ktoś nam wyrywa znak tęczy w taki sposób, że jeżeli widzimy kolorowe ubranie, to od razu mamy skojarzenie z LGBT i że dziecko chrześcijańskie tak się nie powinno ubierać, tylko na szaro i smutno. Absolutnie, nic z tych rzeczy - zaznaczył.
Dodał, że jeśli ktoś wyraża dany znak, pokazując, że chodzi mu o grzech albo o przyznawanie się do rzeczy diabelskich, a potem użyje argumentu "ale w Biblii też macie", to jest to wówczas "odwracanie kota ogonem".
- Natomiast nie może być tak, że my się teraz będziemy bali tych wszystkich znaków, bo one zarażają i nie wiadomo, co robią - podkreślił o. Recław na wideo poniżej.